IX edycja akcji Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia
LITYŃ – ULUBIONE MIEJSCE NA ŚWIECIE
Z wielką radością oławscy uczestnicy ubiegłorocznej akcji szykowali się i w tym roku do wyjazdu na Ukrainę - do Litynia w obwodzie winnickim. Przez cały rok utrzymywali kontakt z przyjaciółmi ze środkowej Ukrainy, kwestowali na rzecz akcji oraz zbierali podarunki dla wciąż mieszkających w Lityniu Polaków. Radością napełniała ich także wizja spotkania z ks. Bazylim Żyńskim, który w październiku ubiegłego roku na zaproszenie wolontariuszy,
ks. dziekana Janusza Gorczycy i burmistrza - pana Tomasza Frischmanna gościł w Oławie w SP nr 6 im. Polskich Olimpijczyków, w parafii śś. ap. Piotra i Pawła oraz w Urzędzie Miejskim. Do Litynia niosła ich chyba właśnie ta radość, gdyż w ogóle nie zarejestrowali uciążliwości przydługiej podróży...
Lityń - pierwsze cmentarne wrażenie
Po przekroczeniu granicy Litynia wolontariusze przede wszystkim zapragnęli zobaczyć stan cmentarza, który w ubiegłym roku perfekcyjnie uporządkowali. Tegoroczny stan nekropolii nieco ostudził ich entuzjazm. Bujne krzewy, wysokie trawy i chaszcze skutecznie zasłoniły polskie nagrobki (niektóre z XVI w.!). W minorowych nastrojach udali się do „Litńskiego Dworu”, który na czas pobytu zamienił się w ich dom. Tutaj po sutej kolacji ich humory wróciły do normy. Po powitaniach z gospodarzami wszyscy zgodnie orzekli - damy radę!
Dzień drugi
Słoneczny dzień sprzyjał pracy. Od rana na lityńskim cmentarzu słychać było warkot kosiarek (nawet nasz Kierowca zaangażował się w koszenie chaszczy!) oraz wesołe głosy młodzieży operującej grabiami. Głosy były wesołe, gdyż do młodych oławian dołączyła polska młodzież z Litynia. Odnowiono stare przyjaźnie, zawiązano nowe. A przy okazji... skoszono i zgrabiono sporą część cmentarnego terenu. Dzień ten nie ograniczył się jednak tylko do pracy fizycznej i przyjacielskich rozmów. Po południu przywitaliśmy w Dworze mera - pana Anatolija Byczoka oraz jego współpracowników. Pracownicy Urzędu Miejskiego również z zadowoleniem odnowili kontakty z wolontariuszami, obiecali męską pomoc przy koszeniu cmentarnego terenu i zaprosili młodzież na integracyjne spotkania do lityńskich szkół.
Niezapomniany klimat odpustu w Latyczowie i ...
W piątek 6 lipca wybraliśmy się na odpust do Matki Bożej Latyczowskiej, najsłynniejszego sanktuarium na Podolu, o którym pisał Henryk Sienkiewicz. Niektórzy pielgrzymi podróżowali pieszo, inni rowerami, ale wszyscy z równą ochotą. Dlaczego? Ano może dlatego, że wg bp. Leona Dubrawskiego ta pielgrzymka to swoisty eliksir młodości, który wszystkim pielgrzymom dodaje radości życia!
Po Mszy św. i po procesji oławianie udali się do wnętrza siedemnastowiecznego klasztoru dominikańskiego, aby pokłonić się Królowej Podola i Wołynia. Następnie obejrzeli mury obronne i zjedli pątniczy posiłek przygotowany przez latyczowskie gospodynie. Ten posiłek uratował im życie. Dlaczego? Otóż na prośbę Senatu, przekazaną im za pośrednictwem Fundacji, pozostałą część tego świątecznego dnia postanowili przeznaczyć na inwentaryzację cmentarzy w Kumanowcach i Skarżyńcach - wioskach na północy Podola w centralnej Ukrainie, w których w przeszłości mieszkali Polacy. Pierwsza wioska jest oddalona o 10 km, a druga niecałe 35 km od Chmielnika.
Pierwszy raz w życiu!
Do Kumanowców pojechaliśmy prosto z Latyczowa. Bez przeszkód dotarliśmy tam po wąskiej, wyboistej drodze. Przy jednym z domostw, zaraz na początku wioski, siedziały na ławeczce pod płotem starsze kobiety. Zatrzymaliśmy się i zapytaliśmy o polski cmentarz. W trakcie rozmowy wyszedł z domu starszy mężczyzna. Po krótkiej rozmowie chętnie zgodził się wsiąść do naszego busa i wskazać drogę.
W miejscu, gdzie kiedyś był polski cmentarz, dzisiaj jest pastwisko. Dawną nekropolię rozpoznaliśmy po leżącej w trawie kamiennej kolumnie oraz pozostałościach prawdopodobnie po fundamencie bramy. Wołodia, tak miał na imię poznany chwilę wcześniej przewodnik, smutno kręcił głową, kiedy wróciliśmy do busa. Mówił, że to nieładnie, że nie pasuje, by krowy pasły się na cmentarzu... Później pojechaliśmy razem na miejscowy cmentarz prawosławny.
Nie zdążyliśmy ochłonąć z wrażeń w Kumanowcach, a już czas naglił do wyjazdu na drugi poszukiwany przez nas cmentarz. Nawigacja satelitarna nie namierzyła celu, więc kierowca spytał Wołodię o drogę do Skarżyńców. Miało być prosto i łatwo, tylko 6 km dalej. Wołodia zgodził się pojechać z nami. W czasie jazdy wielokrotnie pytał nas, czego szukamy. Nie mógł zrozumieć, że szukamy śladów polskości pod Chmielnikiem, by je udokumentować i zachować dla następnych pokoleń. Przejechaliśmy razem parę wiosek, omijając niezliczone dziury na drodze, ale żadna nie była tą, której szukaliśmy... Na pytania jak daleko jeszcze i gdzie jesteśmy, Wołodia nie odpowiadał...
W następnej wiosce Wołodia pokazał, by się zatrzymać. Wysiadł z busa, wszedł do najbliższego obejścia, zapukał do drzwi i zaczął rozpytywać o drogę. Okazało się, że do Skarżyńców musimy zawrócić i pokonać jeszcze 10 km. Rzeczywiście, wskazówki były bezbłędne i teraz szybko dotarliśmy do celu. Na miejscu spytaliśmy Wołodię, kiedy ostatnio był w Skarżyńcach. „Jestem tu pierwszy raz w życiu” - odpowiedział szczerze. Wybuchliśmy śmiechem...
W wiosce znajdują się dwa cmentarze. Na jednym z nich razem z Ukraińcami spoczywają Polacy, m.in.: Roliński, Galiński, Malinowska, Górscy... Dwa pierwsze groby mają polskie napisy, na pozostałych tabliczki albo płyty kamienne są opisane cyrylicą.
Zrobiło się późno, trzeba było wracać. Wołodia ciągle dopytywał, czego szukamy i powtarzał, że na cmentarzu szczęścia człowiek nie znajdzie...
Pracowita sobota
Sobota okazała się dniem gospodarczo - kulturalnym. Do południa chwasty i grabie, po pracy nawiązywanie stosunków dyplomatycznych z polskimi i ukraińskimi uczniami ze Szkoły nr 1, a wieczorem - przyjemności w pobliskiej Winnicy. Dzięki gościnności mera, pana A.Byczoka, wolontariusze zwiedzili urokliwą Winnicę, pełną polskich śladów oraz obejrzeli pokaz fontanny multimedialnej przy fabryce słodyczy prezydenta Ukrainy - Roshen. Pokaz dotyczył Małego Księcia i - podobnie jak rok wcześniej - totalnie oczarował widzów.
Patriotyczna niedziela.
W niedzielę wolontariusze zdobyli Kamieniec Podolski. W drodze do Kamieńca obejrzeli pana Wołodyjowskiego, aby później szukać polskich śladów w mieście oraz pobliskiej twierdzy. Wielkie wrażenie zrobiła na wszystkich przede wszystkim katedra śś. ap. Piotra i Pawła ze znajdującym się w jej pobliżu minaretem ze złotą figurą Matki Boskiej na szczycie oraz pomnikiem ku czci Jerzego Wołodyjowskiego. Emocje towarzyszyły również oławianom podczas zwiedzania twierdzy kamienieckiej, co pozwoliło młodzieży zrozumieć, dlaczego Kamieniec uważany był za przedmurze chrześcijaństwa.
Cmentarnej pracy ciąg dalszy
Poniedziałek znowu okazał się dniem pracowitym, pełnym małych radości. Przede wszystkim na cmentarzu znowu pojawili się pomocnicy. Była to nie tylko niezawodna polska młodzież, ale również pracownicy zieleni miejskiej. Pan Roman z porządną sthilowską kosiarką karczował to, czego nie udało się usunąć naszą, obsługiwaną przez pana Jurka. Inną, pożyczoną od sąsiadów, pracował pan Leonid, Polak z Litynia, który już rok temu towarzyszył nam we wszystkich pracach porządkowych. Inni mężczyźni wywozili to, co młodszym wolontariuszom udało się zgrabić i wynieść. Na tempo prac wolontariuszy pozytywnie wpłynął pan Józef, z pochodzenia Polak. Mimo iż pracuje przy budowie dróg i przemieszcza się wszędzie rowerem, codziennie towarzyszył młodzieży i ich opiekunom, gdyż tak bardzo złakniony jest rozmów w języku polskim. W środę pan Józef miał egzamin na Kartę Polaka, za co wszyscy trzymali kciuki.
Miłą niespodzianką okazały się wizyty - mera, pana Byczoka, który pochwalił wynik prac oraz księdza Bazylego. Po południu na cmentarzu zjawił się także Anioł - jedna z parafianek ks. Bazylego. Przyniosła ona podwieczorek - drożdżowe bułeczki z siekanym jajkiem w środku oraz pyszny kompot.
Tego dnia wolontariusze z cmentarza wracali zadowoleni. Najcięższe prace zostały wykonane. Wieczorem byli bardzo zmęczeni, ale poradzili sobie również z wyzwaniem dyplomatycznym, czyli godnym reprezentowaniem Polski podczas rozgrywek z uczniami ze Szkoły nr 2, którzy odwiedzili ich w hotelu.
Ultima coronat opus
-czyli finał wieńczy dzieło. Wtorek okazał się równie pracowity jak poniedziałek. Część wolontariuszy kończyła grabienie i zbieranie śmieci z terenu cmentarza, inni okopywali groby. Dziewczyny zajęły się czyszczeniem pomników i poprawianiem napisów. Tempo pracy było spore, gdyż chciano zdążyć przed wieczornym nabożeństwem. Tego dnia zawarto inną znajomość - z babcią Żenią. Ukrainką, która zajmuje się porządkowaniem cerkwi i przylegającego do niej terenu. Babcia Żenia również podzieliła się z nami historią swojego długiego, interesującego życia. Mimo upału pomogła przy ostatecznym uporządkowaniu jednego z grobowców.
Przed opuszczeniem cmentarza wolontariuszy spotkała jeszcze jedna miła niespodzianka. Gospodyni, u której już drugi rok przechowują podczas pobytu w Lityniu narzędzia, ugotowała dla nich ziemniaki z cebulką i przyniosła je wraz z pokrojonymi, zielonymi ogórkami. Chyba już dawno nikomu tak bardzo nie smakował posiłek jedzony ze wspólnego garnka, częściowo wspólnymi widelcami!
Wieczorna Msza św. zakończyła ten wzruszający dzień. Wzruszenie sięgnęło zenitu na widok wnętrza kościoła, które oławianie w ubiegłym roku widzieli po raz pierwszy. Odmalowane wnętrze cieszyło serca przepięknym nowym ołtarzem i amboną. Do ich zakupu częściowo przyczyniła się parafia śś. ap. Piotra i Pawła w Oławie, która gościła ks. Bazylego rok temu. Po Mszy wszyscy za wszystko wszystkim podziękowali. Materialnym wyrazem obopólnej sympatii były podarunki, jakie oławianie przywieźli litynianom oraz piosenka autorstwa P.Wytykowskiego. Od Anioła, czyli wspomnianej wcześniej jednej z parafianek, wolontariusze otrzymali z kolei rogaliki drożdżowe z wiśniami, które osłodziły im rozstanie z ich ulubionym miejscem na świecie.
Następnie wszyscy udali się na cieszący porządkiem oko polski cmentarz. Tam pomodlono się w intencji leżących na nim zmarłych, zaśpiewano polski hymn oraz zapalono przywiezione z Polski znicze. Litynianie podziękowali wolontariuszom za to pospolite ruszenie, które choć raz w roku i ich uaktywnia. Po łzach pożegnań i zapewnieniach o powrocie za rok, nastąpiło ostateczne rozstanie...
Na cmentarzu w Lityniu w br. pracowali: Alicja Martynoga, Helena Mościbrodzka, Małgorzata Guź, Victoriia Skrypchuk, Igor Szewczyk, Filip Szewczyk, Bartosz Kozakiewicz, Jerzy Suliński, Jolanta Szewczyk, Wioletta Maciejewicz-Guź, Piotr Wytykowski, Jerzy Szewczyk.
Fot. i tekst: Wolontariusze
PS Serdecznie dziękujemy naszym wolontaryjnym Dzieciom za niespodziankę w postaci Dnia Matki! Uwielbiamy te przesunięcia kalendarzaJ (JS i WM-G)